Pobudka

słomianka - poranki

Obudziłam się o 6 rano, to znaczy obudził mnie budzik. Drobną rzecz musiałam załatwić i potem mogłam iść dalej spać. W końcu jest sylwester. Mogę się wyspać. Wróciłam więc do ciepłego przyjemnego łóżka. Lecz stała się rzecz niespotykana. Nie mogłam zasnąć. Leżałam tak trochę i próbowałam walczyć z tym uczuciem wyspania i gotowości do dzisiejszego dnia.

Na próżno. Część mnie twardo mówiła: wystarczy na dziś. Czas wstawać. Pobudka.

No dobra,  widać nie mam wyjścia. Zaczynam od dziś moje ‘miracle mornings’. Jakoś tak samo to wyszło. Poczuję się jak pisarka, która wstaje codziennie wcześnie lub odpowiednio wcześniej i od pisania zaczyna swój dzień. Muszę Wam powiedzieć, że to całkiem niezłe uczucie. Czuję moc. Czuję energię i sprawczość. Nawet jeśli zaczynam pisać o czymkolwiek, cokolwiek mi przyjdzie na myśl. O to tam podobno chodzi. Aby pisać, pisać, pisać.

Poranki bywają naprawdę magiczne.

Siedzisz sobie przy stole, wokół panuje półmrok, zapalasz tylko lekkie ciemne światło. W tym przytłumionym świetle widzisz jeszcze skrawki nocy, pozostałości snu, nie tylko u siebie, ale także w każdym przedmiocie.

Pusta butelka po piwie (wigilia sylwestra!) stoi jeszcze jak chłopak wracający rano z imprezy, który zatrzymał się jeszcze pod sklepem. Samotny talerz, który odpłynął jako pierwszy. Porzucony komputer.

One wiedzą, czy nie wiedzą? Że za chwilę jednak wszystko wróci do normy, do obiegu, krew zacznie znowu szybciej pulsować i wskoczymy na dobre w kolejny dzień.

Ale póki co jesteśmy jeszcze na granicy.

I wspaniale jest tak posiedzieć o poranku w zupełnym spokoju i bez żadnego pośpiechu i napawać się tą ciszą i tym widokiem, który zostawiła noc.

Coś podobnego znajduję w lesie.

Idę do lasu. Na bardzo poranny spacer z psem.

Las to kolejna nieodkryta magiczna zagadka. Zwłaszcza o poranku wydaje się być nieodgadniony. Fascynuje, przyciąga, a jednocześnie może przerażać. Gdy pójdziesz trzy godziny później na spacer, tego odczucia już nie ma. Co takiego jest w tych porannych godzinach?

Jeszcze inny przykład. Inny poranek. W porannym pociągu.

Mi rzadko się to zdarza, jednak tamtego bardzo wczesnego ranka miałam okazję jechać do innego miasta bardzo wczesnym pociągiem. Razem z ludźmi, którzy jechali na poranną zmianę, razem ze studentami, którzy jechali na poranne zajęcia. Rankiem dziwnie lecz również magicznie jest w pociągu. Jeszcze cisza. Jeszcze nikt z nikim nie rozmawia. Jeszcze wszyscy senni i zaspani. Jakby otumanieni. Jakby na smutno zamyśleni, lecz pogodzeni z tym codziennym obowiązkiem dojazdów. A może dają się pocieszyć, ukołysać temu wehikułowi? Może to faktycznie swoisty wehikuł – czasu, który z tej porannej magii zabiera w kolejny zupełnie normalny dzień?

Poranki. Cudowne poranki. Cuda poranków. Miracle mornings. Choć daję się urzekać również magii nocy i późnego chodzenia spać, to chyba popróbuję jeszcze pewnych zmian, tak, by móc cieszyć się i odkrywać cuda o świcie.

A czy Ty też zauważasz te cuda?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *