
Miałam kiedyś sen.
A raczej to była wizja. Na jawie.
Też macie tak, że niby Wam tu dobrze, ale jest taki kraj, za którym tęsknicie i który Wam mocno pasuje? Na przykład pasuje Wam pogoda, styl życia tamtejszych ludzi, temperament, jedzenie, dobre wino? A może krajobraz?
Ja mam taki kraj.
Mieszkam w Polsce, ale czasem tęsknie sobie za Włochami, a najbardziej za Toskanią (typowe, naoglądała się romantycznych filmów i teraz ma takie mrzonki). Za co lubię Italię, w zasadzie długo by wymieniać. Ale wymienię. Włochy lubię za melodię języka. Włochy lubię za słodkie śniadania i dobrą kawę (nie żadną rozpuszczalną!), pitą na mieście w drodze do pracy. Włochy lubię za rozkoszne jedzenie (makarony mogłabym jeść codziennie, nawet w tej chwili jem pastę) i dobre wino (z tym winem to akurat trzeba uważać). Za romantyzm, za otwartość, za muzykę. Za miłość i przyjemność miłości. Za śniadania na tarasie, za przytulne mieszkanka ze schodami i maleńkimi ogródkami. Za brak pośpiechu. Niech żyje la dolce vita!
Jest wiele powodów.
Powodów jest niemało. Czy wystarczająco, aby się tam przenieść? Tylko, że ja chyba nie chcę się przenosić. Albo jeszcze nie teraz. Są też pewne przeszkody, na przykład wysokie temperatury latem, czego nie znoszę. A może chcę tylko móc marzyć o tym i powracać we wspomnieniach do tego krajobrazu. Do tego klimatu. Albo powracać do tego w filmach.
No ale co z tą wizją?
Miałam wizję tego błogiego miejsca, do którego mogę się przenieść, gdy potrzebuję relaksu, odprężenia. Przenieść się myślami tam, gdzie czuję się dobrze. Oczywiście wybrałam słodką Italię. To była pierwsza myśl. Co wybrałam? Wybrałam taras z ładnym widokiem, na którym rozkoszuję się aromatyczną kawą. Wybrałam słodkiego croissanta, jedzonego leniwie. Wybrałam powolną, ale przyjemną pracę, bez pośpiechu i spięcia. Dobry makaron i lampkę wina do obiadu.
Tylko nagle mnie olśniło.
Przebłysk oczywistego geniuszu? Nie, to żaden geniusz. To taki oczywisty znak, moment, kiedy pukasz się w głowę i dziwisz się swoim gdybaniom, aby nie nazwać tego gorzej. Uświadomiłam sobie nagle, że przecież moje myśli, a nawet ja sama fizycznie nie muszę się przenosić w odległe strony jak bociany. Bo moją małą Italię mogę mieć nawet u siebie w kawalerce. Co najmniej mam do tego podstawy. Mam balkon. A to już coś! Mam fantastyczną kawiarkę jak Włosi i przyrządzam przepyszną kawę rano i patrzę jak wschodzi słońce (które zagląda mi rano do mieszkania). Mam czasami świeżą bazylię w doniczce, kupuję dobre wino, przyrządzam pyszną carbonarę lub gdy mi brakuje pieniędzy proste aglio e olio. Znam trochę włoskiego. To już dużo.
Brakuje mi jeszcze paru rzeczy jak wygodny stół, przy którym mogłabym podziwiać widoki za oknem a jednocześnie pracować. Ale stół już powiedzmy jest w drodze. Brakuje mi tego wyluzowania rano i braku pośpiechu, ale nad tym mogę popracować. Brakuje mi hmm chyba już niczego. Mam romantyzm, mam przyjemność z jedzenia, picia i miłości i drobnych codziennych rzeczy. A więc wygląda na to, że już mam swój raj i wcale nie muszę daleko wędrować. Mam tu swoją małą Italię. Swoje słodkie życie. A co najmniej mogę mieć, jeśli się zechcę.
A Ty? Jaki raj sobie tu urządzasz?