Telenowele, czy trele-morele?

kopernik okiem słomianki
Nie jestem laską z telenoweli.

Chociaż czasem pewnie macie wątpliwości, gdy popatrzycie na moje skomplikowane życie. Oczywiście, telenowele nie powstałyby, gdyby nie życiowe inspiracje. Nie cieszyłyby się taką popularnością, gdyby nie odzwierciedlały zawiłości ludzkiego życia, a zwłaszcza bezradnej komunikacji międzyludzkiej. Życie pisze najlepsze scenariusze. Najlepsze komedie, i nierzadko najlepsze tragedie. Telenowele też. Bez popcornu ani rusz.

To nie ja byłam Ewą

Albo raczej Manuelą. Nie jestem jakąś tam Manuelą, Paolą, czy inną zagubioną i naiwną Rosmaritą. Nie jestem i już. Już (słowo-klucz?). Ale oczywiście kiedyś byłam. To trzeba przejść i przeżyć jak różyczkę, ospę czy świnkę. Choroba wieku młodzieńczego. Niedoświadczonego życiem serca. Ale nie mówmy o bolesnej przeszłości.

Najbardziej obezwładniają mnie sceny wyrwane z kontekstu, których bohaterowie są często świadkami. Dajmy na to Jose Antonio żegna się ze złą i podstępną żoną, narzeczoną lub inną dziewczyną, dajmy na to Eleną, a ta godzi się ustąpić, puścić go wolno, pod warunkiem, że ten pocałuje ją ostatni raz na pożegnanie. On zniecierpliwiony oczywiście godzi się, po to by już za chwilę zyskać święty spokój i wolną drogę do serca jego prawdziwej wybranki. Nie wie jednak, że ona jest właśnie świadkiem tej części sceny.  Jedyne, co widzi to ten namiętny pocałunek. Zraniona ucieka. On oczywiście nie wie, że ona coś widziała, ona oczywiście tego mu nie mówi i znika bez wyjaśnienia. Następuje rozpacz, niedowierzanie, niezrozumienie i cała masa kolejnych komplikacji. A wystarczyłaby inna reakcja. Jedna szczera rozmowa. I trochę zaufania pomiędzy nimi.

Mogę przytoczyć całą masę scen, takich jak ta. Scen, które rozsierdziły mnie. Z książki “Po prostu bądź” Magdaleny Witkiewicz. Z filmu “Tulipanowa gorączka”. Nie tylko z dziesiątek innych telenowel i seriali. Jakby tego było mało, serwujemy sobie coś takiego na co dzień. Pytanie brzmi, czy to telenowele bazują na naszych doświadczeniach, czy to my na telenowelach? 

Zawsze, gdy widzę taką wysublimowaną scenę, wpadam w złość, przeżywam za bohaterów, jest to coś, co irytuje mnie nieziemsko.  Może dlatego, że jestem wtedy bezsilna.

Bunt

Wystarczy! Koniec z tym. Przecież to śmieszne! Niedorzeczne! I ja miałabym niby reagować jak te laski z telenoweli? Nigdy w życiu! Mam inne wzorce. Za innych nie odpowiadam, ale buntuję się, by tak samej nie reagować.

Potrzeba mi trochę mądrości. I otwartego umysłu, nie reagowania tylko emocjami. Potrzeba empatii i wyrozumiałości. Nigdy nie wiesz, co siedzi w głowie drugiej osoby. Nasze założenie powinno być takie, że nikt nie ma złych intencji. Bo ja przecież też nie mam, prawda? O ile lepiej wtedy się patrzy na ludzi, ich reakcje i nawet ich błędy. O własnych nie wspomnę. 

Dlatego w sytuacjach trudnych, niejednoznacznych o wiele lepiej zadać sobie pytanie, nie co by zrobiła Manuela, ale co by zrobił jakiś wielki umysł, mądry człowiek. Ja mam takiego. Martwy co prawda, ale to bez znaczenia. To jest mój wzorzec nieszablonowego myślenia. A zatem, co by zrobił Mikołaj Kopernik na moim miejscu? Jak on zareagowałby na to wszystko? Po takim pytaniu czuję jak trochę mądrości spływa na mnie z wielkiego Kosmosu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *