Magiczna Rutyna

Jechałam raz windą.

Gdzieś w połowie drogi na dół, na półpiętrze na klatce schodowej przez małą szybkę windy zobaczyłam obrazek: pana otwierającego drzwi do piwnicy. Pamiętam dokładnie. Pamiętam, że zwrócił on moją uwagę. Bo pierwsza myśl to: czy to może jakiś włamywacz? A może wandal? Ale nie, to był tylko mój sąsiad, którego uświadomiłam sobie, że znam przecież z widzenia. I co? No nic. Zwykła scenka, bez znaczenia. 

Gdyby nie to, że często jeszcze windą i nie zawsze patrzę, co jest za szybką na półpiętrach.Czasem wpatruję się w podświetlane przyciski z numerami pięter lub w ścianę, gdy jadę z kimś.  Ale akurat gdy patrzę, to widzę że ten pan tam znowu stoi. Akurat jak ja jadę! Akurat on właśnie otwiera drzwi do piwnicy! Zawsze gdy go spostrzegę, zaczynam się do siebie uśmiechać, a potem niepokoić i myślę sobie: a co jeśli on tam zawsze tak stoi? Jeśli tak wygląda jego życie codziennie i polega na otwieraniu tych drzwi lub wyjaśnianiu życiowej zagadki? Oczywiście mogę się mylić. On może je nie otwierać a zamykać.

On może wrósł w ten krajobraz.

Robił to tak często i tak regularnie, że stał się niewolnikiem tego? Od razu przypomina mi się Dzień Świstaka. A może tam na klatce schodowej jest zupełnie inny świat i przez tę szybkę ja tylko mam wgląd na ułamek sekundy, a tam czas płynie zupełnie inaczej? Może tam na klatce upłynęła dopiero sekunda, podczas gdy u mnie minęło kilka miesięcy?

A co z innymi przypadkami?

Bo to nie jedyny. Może inni ludzie poprzez powtarzające się czynności stają się częścią ruchomego krajobrazu? Może to już nie od nich zależy, tylko właśnie w całości należą już do Świata Rutyny? Gdy idę do pracy, to rano mijam jednego pana fryzjera, który akurat po dotarciu pod salon samochodem, idzie jeszcze po gazetę, po czym otwiera codzienny biznes. Dopiero gdy wiem, że go zobaczę, jestem spokojna i mogę iść dalej. Bo wiem że mu się nic nie stało, że nie zaspała albo nie wziął urlopu. Kawałek dalej zza rogu wyłania się inny pan, który spieszy się najwidoczniej na autobus. Kojarzę go mocno, bo przypomina mi znajomego. Nie wie, że teraz on stał się pewnym moim znajomym. Wcześniej zawsze w pędzie idzie młody facet chodnikiem. A jeszcze wcześniej mija mnie chłopak na rowerze. Zawsze z tą samą dziwnie posępną miną i niepewnym spojrzeniem.

To są osoby z  mojego porannego krajobrazu. Gdy ich nie widzę, wiem że coś się stało. Że stało się coś, co zachwiało codzienną równowagę. Może ktoś wyszedł o minutę za późno, ktoś przegapił autobus, stał w korkach, a może ktoś zakochał się tego ranka i zapomniał, o swoim codziennym obowiązku?

A co się dzieje, jeśli mnie tam nie ma?

Czy ja nie zaburzam tego porządku lekkomyślnie? Czy nie liczę się z konsekwencjami?

A może to nie oni są w moim krajobrazie, ale ja jestem w ich? Co jeśli ten pan zza rogu, już wyczekuje, aż się wyłonię i wtedy odetchnie z ulgą? Co jeśli ten pan otwierający piwnicę gdy spojrzy w kierunku windy i zobaczy mnie, pomyśli – uff, jest , wszystko w normie. (choć na początku pewnie to brzmiało mniej więcej tak: „znowu ona, ona chyba ciągle jeździ tą windą, może tak wrosła w krajobraz, że już stałą się tego nieodłączną częścią?”

A co jeśli my nieznajomi dla siebie ludzie, jesteśmy bardziej znajomi niż nam się wydaje? Może wszyscy jesteśmy jakoś ze sobą połączeni przez sploty okoliczności i zdarzeń? A co jeśli jest w tym jakaś niewyjaśniona magia i bycie częścią pewnych schematów i cudzych światów ma w sobie coś? Może nie jest złe bycie częścią rutyny?

Może właśnie magia rutyny kryje się za tymi drzwiami od piwnicy i ten pan, otwierając je wpuszcza trochę tej magii do naszego codziennego życia?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *