Często robię zdjęcia liściom.
Jesiennym liściom. Złotym, czerwonym, kolorowym. Na drzewach, ale najczęściej już tym na ziemi. Upadłym. Fascynują mnie w jakiś dziwny sposób. Magnetyzują. A może to cała jesień tak na mnie działa. Tak melancholijnie, przygnębiająco, wyzwala dziwny smutek, a zarazem wyzwala we mnie jeszcze dziwniejszą chęć życia.
Symbol upadku
Liście w każdym razie są dla mnie jakby osobnym bytem. Niepokornym i pokornym zarazem. I pięknym symbolem. Symbolem pięknego upadku.
Czy można pięknie upadać, pomyślicie? Wystarczy spojrzeć na liście. Gdy jest ich czas, odczepiają się i zanim finalnie upadną, jeszcze zakręcą się piruetem i zatańczą lekko na wietrze, zakołyszą się zanim poczują glebę. A na glebie? Jeszcze tam próbują przez jakiś czas latać.
Chodniki jak cmentarze?
A może te liście na połaciach ziemi czy chodnikach spełnią jeszcze jakąś rolę? Dla mojego oka na pewno. Układają się w piękne wzory dywanów, wyściełają nam drogę. Wzbudzają podziw i imponują. Przynoszą myśli o życiu. I o śmierci.
A co jeżeli te cały pasy chodnika to tylko swoiste cmentarze dla liści? A my je tak bezczelnie bezcześcimy stąpając po nich? Rozsypując ich sterty i rozrzucając czasem dla zabawy?
Jeśli tak jest, to robiąc im zdjęcia, może przedłużyłam w ten sposób ich krótkie życie i uchowałam od zapomnienia? Bo ja cały czas się nimi zachwycam i cieszę oko, gdy do nich wracam co jakiś czas.
Wróćmy jednak do upadków. Jakby na to nie patrzeć, patrząc na liście widzę, że upadki to część życia, że one po prostu muszą się wydarzać. Jeśli nie upadasz czasem, to może znak, że już dawno nie żyjesz?
Jesteśmy jak te liście
Jesteśmy jak liście na wietrze. Wznosimy się czasem, i czasem przyjdzie nam upaść, gdy zawieje silniejszy wiatr zmian. Ale zawsze możemy spróbować się z tego chodnika jeszcze poderwać, jeszcze zatańczyć, jeszcze wznieść i pokazać nasze wyjątkowe barwy światu.