Może pójdziemy na wino?

Nie każdy lubi wino.

Ja lubię. Lubię sama, lubię w dobrym towarzystwie (= też sama). Wino kojarzy mi się z romantycznym nastrojem, zakochaniem, pięknym wieczorem, świętem, kolacją, wyjazdem, obiadem w innym kraju. Itd. Itp. Gdy chcę spędzić przyjemnie wieczór, nawet samotny, włączam romantyczny film i otwieram (z trudem, bo niewielkim scyzorykiem) butelkę wina. Niech się zakręci w głowie, a co! Czasem tego mi właśnie trzeba. Poezji, bluesa. Byle by zapomnieć o prozie życia. 

Zatem, gdy ktoś częstuje mnie winem do obiadu lub zaprasza na wieczór ukoloryzowany czerwienią lub jeszcze lepiej – rozjaśniony białym winem (choć białe wino nie brzmi już tak romantycznie, w piosenkach o miłości, to tylko czerwone), jestem na tak. Mała rzecz (ciecz?), a cieszy i może dodać kolorów chwili. Życie od razu nabiera rumieńców.

Lecz czy zawsze?

Co jakiś czas ten pan, którego czasem spotykam na ulicy, zaczepia mnie i zadaje mi to jedno pytanie: „może pójdziemy na wino”? Ot tak, bez skrępowania, bez wstydu, bez zająknięcia. Po prostu – chyba bardzo lubi wino, i kobiety. I wino w towarzystwie kobiet. I poezję życia. Tak jak ja.

Spotkałam go już chyba 3 razy. I za każdym razem zadał mi to pytanie. Ale jak każda kobieta, zadaję sobie sama inne – czy jestem tą wybranką, na którą się uparł i koniecznie mnie, właśnie mnie chce zaprosić na to wino? Czy mówi to każdej napotkanej na ulicy kobiecie? Statystyk nie da się oszukać. Może już jakąś namówił?! Może taką, która lubi wino bardziej niż ja?

Aha, ale kto zapłaci za to wino? I co to będzie za wino? A jeśli to jakiś Lucyfer z monopolowego?

Jeszcze się nie zgodziłam.

Twarda sztuka ze mnie.

Chwilaa, a może nie twarda, tylko zamknięta? Zamknięta na nowe propozycje i nowe życiowe oferty. Na interesujące przygody. A co jeśli byłoby ciekawym przeżyciem takie spontaniczne pójście na wino? Może pomogło by to wyrwać się z ulicznego spleenu? Lub zobaczyć, co i jak piją inni i jacy przy tym są? Jakie spojrzenie na świat ma ten pan?

Lecz tu z rozważań wytrąca mnie nasuwający się fragment wiersza Adama Asnyka (w dzieciństwie dostałam mini-tomik, który studiowałam wzdłuż i wszerz, bo uwielbiałam czytać ciężką poezję o przemijaniu, grobach i toczących robakach. I winie. Dużo było tam wina.). „Gdybym był młodszy, dziewczyno”. Tam też poeta wspomina o tym trunku. „Gdybym był młodszy, dziewczyno,

Gdybym był młodszy!

Piłbym, ach, wtenczas nie wino,

Lecz spojrzeń twoich najsłodszy

Nektar, dziewczyno!”

Ahh, świat jest pełen poezji!

Niestety czasem bywa tak, że to czasem poezja nie w naszym stylu, nie bliska nam nijak. Np. rymy nie takie. Irytujące. Częstochowskie może. Tak było i w tym przypadku.

Ten pan to już bezzębny cherlawy staruszek, który jednak energicznie krąży po ulicy i szuka przygód albo poezji życia.

Tym razem to ja mogłabym powiedzieć: „gdybyś był młodszy, chłopaku…”

To, co jednak jest zaskakujące, to to, że mimo wszystko ten pan zawsze wprawia mnie w dobry nastrój i choć go nie znam, to go lubię. Za co? Za odwagę i nieprzejmowanie się niczym i tym, co pomyślą inni ludzie. I próbowanie wciąż od nowa! Oby każdy z nas miał w sobie te cechy, nie tylko na starość, gdy jest już być może wszystko jedno.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *